Wyzwanie "50" - 18 kwietnia 2021

 


 
 

 


To nie był bieg. To było wyzwanie. Ostatni bieg odbył się dla mnie w połowie września. Trenowałem, biegałem. Wiedząc, że nadchodzi weekendowa praca przez dwa miesiące postanowiłem tuż przed jej rozpoczęciem rzucić sobie wyzwanie i przebiec 50 kilometrów.


Wystartowałem z dobczyckiego zamku w poranek 18 kwietnia. A jakie było moje zdziwienie, gdy wstając rano uświadomiłem sobie, że w dniu gdy planowałem przebiec najdluższy dystans w swoim życiu "na jeden" raz, obchodzę 10. rocznicę pierwszego maratonu. Dlatego zaplanowałem metę w miejscu gdzie w 2011 r. ukończyłem maratoński debiut.

Z Dobczyc przez Stojowice, Gorzków, Świątniki Górne pobiegłem do Mogilan. Tam miałem "pitstop" u brata, gdzie mogłem się przebrać, łyknąć espresso i biec dalej. W sumie nic mnie "nie goniło".

 Na 25 km miałem lekki kryzys. Prawie jak w maratonie - mała ściana. Zatrzymałem się i dożywiłem. Kolejnym celem był Tyniec. Trasę świadomie wybrałem "widokową" i zaplanowałem śródcele w drodze do celu. po Tyńcu ruszyłem już w stronę Wawelu głównie wałami Wisły.


Można powiedzieć z królewskich Dobczyc do królewskiego Krakowa!

Z Wawelu pobiegłem na Błonia, gdzie wszystko się zaczęło, bo przecież maraton w Krakowie w 2011 roku był moim pierwszym oficjalnym biegiem. Tak przeżyłem jubileusz 10 lat od pierwszego maratonu. bez medalu, ale bardzo szczęśliwy, że znów mogę biegać długo i walczyć.


Na mecie biegu- wyzwania czekała rodzina. Byłem tak głodny. Jesli kiedyś podejmę się startu w dłuższych biegach to na pewno muszę zadbać o lepszy ekwipunek.







Komentarze