I trzeba było zejść

Był taki bieg...
To nie będzie post o kolejnej życiówce ani sukcesie. Maraton, czyli najważniejszy start ostatnich miesięcy, do którego pracowałem ciężko jak jeszcze nigdy, zakończyłem na 25 kilometrze... Przegrałem z osłabieniem organizmu, które dało o sobie znać w ostatnich dniach infekcją której nie zdążyłem pokonać - prawdopodobnie złapałem ją po biegu w Brzeszczach; do tego za dużo pracy, za mało snu... 

Mimo dobrego tempa musiałem zejść bo nie chciałem się doprowadzić do jakiegoś ciężkiego stanu, a zacząłem nagle słabnąć. A moja żona i dzieci są dla mnie najważniejsze, więc nie chciałem ryzykować dalszej walki w dużej temperaturze. Dziękuję tym co trzymali kciuki. Piszę Wam bo w życiu nie chodzi tylko o promocję zwycięstw. Czasem człowiek przegrywa, by widzieć inaczej. Jeszcze biegowo wrócę...
Dzięki Magdalenie, Miłce, Ani i Mariuszowi za wspólny wyjazd i za emocje, które przeżywaliście razem ze mną.
Może będzie trzeba tu kiedyś wrócić?