Pokolorowaliśmy Krynicę na żółto (30)


Preferuję na razie długie dystanse - głównie przygotowuję się do maratonów. Może dlatego też moje pobiegowe refleksje nie należą do krótkodystansowych. Proszę zatem o cierpliwość. W biegowym świecie też warto ją mieć. Treningi nie zawsze dają od razu efekty. Ja też na nie czekałem.

 

„Biegacz syty, a owieczki z rodziny całe i obecne razem z nim”
Po pierwsze to o uczestnictwie w święcie biegaczy marzyłem już dość długo. Po drugie to miałem na niego w ogóle nie jechać. Zbliżający się w bliskiej odległości wyjazd na Maraton Warszawski i nieobecność w domu przez dwa dni było powodem, że szala na wadze przeważyła w stronę odpowiedzi: „Droga grupo, nie jadę, bawcie się dobrze. Będę trzymał kciuki. Bieganie, bieganiem ale rodzina chce mieć ojca nie tylko, co drugi weekend”. Ale po trzecie udało się pojechać, eliminując „po pierwsze” i „po drugie” i znajdując właściwe, korzystne dla wszystkich stron, wyjście z sytuacji. Po czwarte – czasem „wilk może być syty i owca cała”, a mówiąc innym językiem: czasem można „pobiegać samemu, pobiegać z rodziną i przede wszystkim być razem z rodziną”.



W biegowym raju
A teraz do rzeczy. Wjeżdżamy do mekki biegaczy. W Krynicy Zdroju roi się od biegowych banerów, z każdej strony wyskakuje jakaś kolorowa koszulka, a w niej biegacz… Ba! Pojawiają się też niebieskie pakiety zwisające z ramion właścicieli kolorowych koszulek. Rdzeń wyrazowy: „bieg” jest tu gimnastykowany na wszystkie strony. Restauracje reklamują się „makaronami dla biegaczy”, jest też „biegowe expo”, „biegowe forum ekspertów”… Prawdziwy biegowy raj skumulowany jest w dwóch słowach znanych już rzeszom biegaczy w Polsce. Do tej pory znałem je (z legend i opowieści), a teraz miałem okazję poznać, odczuć, uczestniczyć – Festiwal Biegowy w Krynicy Zdroju padł moim łupem. Gdyby ktoś miał za zadanie skonstruować raj dla biegaczy, z pewnością wzorowałby się na Festiwalu Biegowym, z którego w tym roku skorzystało ponad 11 tysięcy biegaczy.


Każdy się odnajdzie i coś znajdzie
W program Festiwalu wchodziło ponad 30 biegów na dystansach od 300 metrów do 100 km, a łączna długość tras przekraczała 300 km. To właśnie w Krynicy swój najważniejszy start w roku planują biegacze górscy pokonujący Bieg 7 dolin, czy uczestnicy cyklu biegów Iron Run. Do stolicy biegów wybierają się także sympatycy „Życiowej Dziesiątki”, Biegu Przebierańców i wielu innych dystansów. Przyjeżdżają tu ludzie, którzy pokonują niewiarygodne bariery wytrzymałości, wydolności, jak i amatorzy łamiący życiówki, rywalizujący w sztafetach. Są tu też ci, którzy kochają bieganie i niekoniecznie liczą się dla nich statystyki, sekundy przewagi, kategorie. Każdy rodzaj biegacza może się tu odnaleźć i może znaleźć coś dla siebie.


Drużyna - bezcenna
Gdy już udało się zaplanować mój rodzinny przyjazd też postanowiłem się odnaleźć w tym miejscu i znaleźć coś dla rodziny, dla siebie. Znaleźliśmy również coś dla drużyny – zresztą drużyna zadbała o nas - zadbała o noclegi, odbiór pakietów. Jedna z koleżanek zapomniała butów do biegania. Nie szkodzi, odnalazła siostrzaną stopę i wybiegała w nowych butach podium. Taka wzajemna pomoc jest bezcenna, a udział w imprezie i wspólna zabawa dają mnóstwo energii. Ekipa RD była na miejscu już od piątku, gdzie rozpoczęła proces kolorowania Krynicy na żółto. Wystartowali m. in. w Biegu w krawacie – Magdalena Wojtan postarała się, aby nasza ekipa posiadała krawaty z naszym logo. Byliśmy dumni, bo w biegu w krawacie trzecie miejsce zajął Tomek Kupiec, a rywale ścigali się na serio, tak jak na serio wygląda się w krawacie. Wieczorem trzech śmiałków – Jancio, Fabian i Grzegorz wystartowali jeszcze w Biegu Nocnym na 7 km. Te starty śledziłem na facebooku, nie mogąc doczekać się udziału w Festiwalu i będąc dumnym z naszej żółtej ekipy. Pokolorowaliśmy Krynicę na żółto, bo wszędzie nas było pełno. W sobotę dojechałem z moją rodziną oraz z Iwoną i Anną.  Najpierw kibicowałem żonie w Biegu Kobiet na 600 m. Rozbiegane dziewczyny pobiegły w wiankach przygotowanych perfekcyjnie przez Iwonę (do dziś się trzymają), a niektóre w spódniczkach. Potem popędziłem na start „Życiowej Dziesiątki”, a Józiu z Terenią i mamą udały się do Strefy Dzieci, gdzie rozwiązywały zadania.


Życiówka, ale nie w pakiecie
O dystansie 10 km w Krynicy krążą legendy. Podchodziłem do niego z dystansem, słuchając informacji o tym, że „życiówka” na tej trasie jest jak chleb z masłem i z marszu każdy ją tu dostaje jakby w pakiecie na bieg. Rzeczywistość była taka, że faktycznie trasa sprzyjała rekordom jeśli dobrze rozłożyło się siły i swoje możliwości oszacowało do temperatury. Pierwsze kilometry (4?) biegnie się z wiatrem, a napędza nas ukształtowanie terenu. Opowieści to jedno, ale  jednak "życiówka" nie nabiega się sama. W czerwcu rozpocząłem przygotowanie do sezonu jesiennego. Cel główny to jak najlepszy wynik na Maratonie Warszawskim kończącym Koronę Maratonów Polski. W drodze do celu postanowiłem, że bieg w Krynicy będzie ważnym sprawdzianem. Wymagające treningi, nawet sześć razy w tygodniu oraz treningi siłowe na sali, które wprowadziłem od ponad pół roku do swojego harmonogramu dają już efekty. Nie ukrywam, że ciągle szukam nowych bodźców, które sprawią że moja przygoda z bieganiem będzie dla mnie jeszcze ciekawsza i bardziej fascynująca. Ścigam się głównie z samym sobą, lubię wyzwania i lubię sobie je stawiać. W pracy pomaga mi regularny plan oraz liczne lektury. W tym roku o rady do planu  poprosiłem fachowca Kacpra Piecha, bo poczułem że spersonalizowanie moich treningów może być właśnie tym dodatkowym bodźcem. Przyznaję – należę do tych biegaczy, którzy lubią sprawdzać jak się spisali, które miejsce zajęli. Porównuję woje starty do poprzednich. Nie tracę jednak przy tym ogromnej przyjemności, jaką daje mi pasje biegania.

Lokomotywy na trasie
Ruszyłem „Życiową Dziesiątką”. Termometry ok. godz. 11 zbliżały się do 30 stopni. Walkę z sobą zacząłem od ok. 5-6 km. Na 6 kilometrze doszedł  mnie Tomek i biegliśmy razem kolejne 2 kilometry, pomagając sobie utrzymać mocne tempo, jak kolarze w wielkim tourze. Nasz wysiłek oddawałoby porównanie do lokomotyw, bo dało się je usłyszeć. Na ósmym kilometrze walczyłem już sam. Szczęśliwy wybiegłem na metę, osiągając rezultat, który nieco przerósł moje oczekiwania. Rekord  na 10 km z Myślenic ustanowiony niemalże równo pół roku wcześniej przeszedł do hostori.  Poprawiłem go o minutę bez dwóch sekund i wynosi teraz  38 minut i 24 sekundy. Kolejna granica przekroczona, a trud ciężkich treningów nagrodzony. Tuż za mną na metę wbiegł Tomek i Irek, któremu udało się pokonać barierę  40 minut i to z dużym zapasem. Czekaliśmy na kolejnych naszych Rozbieganych, którzy osiągali swoje życiówki. Ania załapała się na 5 miejsce w swojej kategorii i podium w klasyfikacji Masters. o tym, że należy jej się podium i chwała dowiedzieliśmy się, przeglądając wyniki wieczorem.

Sprint po stroje
Po biegu na 10 km wróciliśmy z mety w Muszynie autobusem podstawionym przez organizatorów do Krynicy, gdzie sprintem wróciliśmy do hostelu (takie sprinty zdarzały się dość często) po stroje na Bieg Przebierańców. Tu wystartowałem z ekipą Rozbieganych i moimi dziećmi. Zrobiliśmy sporo pozytywnego zamieszania w stroju Klauna, Pani Młodej, Czarownicy, Tulisia, Gargamela, Pszczółki... Ostatnim startem w tym dniu była dla mnie Sztafeta Deptaka. I tu muszę powiedzieć, że pokonanie jednego kilometra może naprawdę zmęczyć jeśli start potraktuje się trochę serio i jeśli ma się w nogach "życiowe" 10 kilometrów. To było cenne doświadczenie pracy w drużynie. Zapamiętam z tego biegu świetną atmosferę, którą stworzyliśmy razem z Miechowicką Grupą Biegową - świetna ekipa, która zalała stolicę biegów kolorem pomarańczowym.
A wieczorem byłem pełen podziwu dla Łukasza, Marty i Wiktorii, którzy po wyczerpującym dniu mieli jeszcze siły by wystartować w biegu rodzinnym na 5 kilometrów.


Przecież nic nie wygraliśmy, przecież...
Niedzielę rozpocząłem o 5:30. O 6:00 byłem na Mszy św. a potem udałem się na miejsce zbiórki Sztafety Maratońskiej. Autobus zawiózł mnie na miejsce, gdzie startowała czwarta zmiana sztafetowa. Rano było jeszcze zimno, a czasu do startu sporo. Ale był też las. I były grzyby - pełno grzybów. Trzy godziny oczekiwania spędziłem m. in. na ich zbieraniu. Ale że była to niedziela, to w moim planie przedmaratońskim zaplanowane było ostatnie długie wybieganie.  Więc zanim nadbiegła Ania, przekazując mi pałeczkę do zmiany, zaliczyłem 7 km. Biegłem przeciwlegle do maratończyków i półmaratończyków, wzbudzając komentarze miejscowych, co do kierunku mojego biegu. Ale robiłem swoje. Trening jeśli ma być, to być musi. Wróciłem do strefy zmian i zanim zdążyłem łyknąć wodę zza zakrętu wyłoniła się zmienniczka. I się zaczęło. Niewiadoma. A co się za nią ukrywało? 7 km podbiegu (w tym 2 km dość ostrego) i 3 km zbiegu do mety. Udało mi się utrzymać szybką średnią 4:26 na km. Ale liczby są tu nieważne. Wbiegam na deptak przed metą i widzę naszych żółtych wariatów RD siedzących na ławce. gdy mnie zobaczyli zerwali się nagle by mi dopingować. Gdyby nie barierki pomyślałbym, że zaraz rzucą mi się na szyję... jakbym wracał z dalekiej wyprawy po dwóch latach... Mijam zakręt, oni - kibice RD, są już po drugiej stronie, by mnie wspierać. Nie wiem skąd miałem tyle siły. Było przed samym południem. Przyśpieszyłem. Podali mi naszą flagę, a ja cieszyłem się jak dziecko wpadając wśród wiwatujących kibiców na metę. Jeszcze slalom, ukłony dla kibiców i medal na szyi. Ale zaraz zaraz. Przecież my nic nie wygraliśmy, przecież nie wylosowałem Toyoty (co roku firma Koral prezentuje takie auto jednemu wylosowanemu zawodnikowi), przecież nie zdobywałem medalu olimpijskiego... No tak piąte miejsce to też ogromy sukces zwłaszcza, że szatefety przed nami składały się z zawodowców biegowych. To o co chodzi?

Taki bieg to zwycięstwo. Takie ostatnie metry to triumf. Mieć takich przyjaciół na mecie to zwycięstwo. Przeżywać rodzinnie i w drużynie takie chwile - to zwycięstwo. Zapominam o życiówce na dziesiątkę. Fajnie ją osiągnąć, ale gdyby nie było tej radości z kim dzielić, to miałaby mniejszą wartość. Takich chwil jak ta i ta przeżyta potem w biegu kibiców, gdy Rozbiegane Dobczyce pokazują tysiącom ludzi na krynickim deptaku, jak można bawić się, biegając, nie da się zapisać w żadnych statystykach. To taka "życiówka" na zawsze.

Moja żona wystartowała w Biegu Kobiet.


Moje starty podczas festiwalu Biegów:
"Życiowa Dziesiątka" - 38:24
Sztafeta Deptaka (4 x 1 km) - 4 miejsce z drużyną w składzie: Fabian Ciapa, Ireneusz Wojtan, Anna Drzyzga-Błaszczyk
Sztafeta Maratońska - 5 miejsce w składzie:  Tomasz Kupiec, Ireneusz wojtan, Anna Drzyzga-Błaszczyk
Bieg Przebierańców
Bieg Kibica

Statystyki z Krynicy

Reprezentowało nas w Krynicy 20 dorosłych osób i 4 dzieci. Wystąpiliśmy w 11 biegach.
Bieg w krawacie
Bieg Nocny na 7 km
Bieg Kobiet
Życiowa Dziesiątka
Bieg Przebierańców
Sztafeta Deptaka
Bieg na 3 km
Nocny Bieg Rodzinny na 5 km
Sztafeta Maratońska
Bieg Dzieci
Bieg Kibica