Wilczym Tropem w nowy sezon (55)



Bieg Wilczym Tropem potraktowałem jako rozpoczęcie sezonu biegowego. Tym razem dziwny to sezon, przynajmniej pierwsza połowa roku. Zazwyczaj dycha i półmaratonu były przystawką do głównego dania. Teraz jakby głównego dania brak, stąd szukam smaku w przystawce. Ale czasem przystawki smakują lepiej niż danie główne.

Zatem sezon rozpoczęty piątką. Rekord życiowy czekał ponad dwa lata na pobicie, mimo że w międzyczasie próbował się łamać w Sieprawiu (ale tam trasa pagórkowata i licząca 5400 m).
Doczekałem się. Trasa przyjemna, temperatura po tygodniu z -20 stopniami codziennie, zelżała. Trochę śniegu na trasie, dwa trzy ostre zakręty. Nie ma na co narzekać.




Apetyt pewnie był większy, ale udało się urwać 16 sekund. Z czasem 18:59 zająłem wysokie 11 miejsce w stawce 670 zawodników. Biegłem dość równo i początek tak, jak zamierzałem, czyli w tempie 3:45. Na 3 kilometrze spadłem do 3:50, ale ostatni pokonałem najszybciej bo w 3:41.


Po lotnisku przy Muzeum Lotnictwa w Krakowie biegałem przed dwoma laty jako "zając" Anny Drzyzgi-Błaszczyk. Tym razem biegłem na tzw. "fulla". cel minimum osiągnięty, chociaż oczekiwania miałem o kilkanaście sekund szybsze.





 Mam nadzieję, że jeszcze się rozkręcę w tym roku. Przede mną starty na 10 km i półmaraton.

Na przyjemności i rodzinne chwile też był czas.