Poznań, czyli blisko (88)

Start półrocza, czyli Poznań.
Tak właśnie tutaj udałem się by podjąć próbę (kolejną) złamania trzech godzin. Termin nieprzypadkowo wybrany. Zakładając start myślałem że końcówka października przygotuje optymalne lub zbliżone do optymalnych warunki do biegania. Skończyło się tym, że w samo południe temperatura doszła do około 20 stopni. Bieg rozpoczął się o 9, dlatego pierwsze dwie godziny temperatura nie przeszkadzała, potem też nie, ale też nie pomagała.



Wydłużony okres przygotowań bardzo mi pomógł. Był komfort pracy, start w połowie września należy zdecydowanie do zbyt wczesnych. Krótko i w skrócie? Pobiegłem chyba na tyle na ile mnie było stać. Szło równo aż do 35 km, potem nieznacznie osłabłem, nie było krytycznej ściany ale osłabienie kilku i kilkunastosekundowe na kilometrze przesunęły marzenia o 4 minuty.
Na bieg załapałem sie z dodatkowej puli, bo jubileuszowa 20. edycja Poznań Maratonu cieszyła się dużym zainteresowaniem. Nocleg w seminarium też znalazłem rzutem na taśmę. 


Pan Jerzy Skarżyński przewidział mój wynik, gdy powiedziałem mu swoje międzyczasy na 10 i 21 km. A tak chciałem, żeby się mylił... Jeszcze na 34 kilometrze byłem bliski celu.




Ostatecznie  w Poznaniu: 3:04:13 - 203 miejsce na 6081 startujących.

(5km - 00:21:18, 10km - 00:42:36, 15km - 01:03:47, 20km - 01:25:10, 21km - 01:29:41, 25km - 01:46:20, 30km - 02:07:45, 35km - 02:29:29, 40km - 02:53:24).

 

Komentarze